wtorek, 23 października 2018

Saperem być.


Stało się. Mama poszła do pracy. Dla 2,5 latka, mimo tego, że bardzo polubił swoje przedszkole, rozstanie z mamą, którą miał 24 h- jest bardzo trudne. Ale do jakiej furii może doprowadzić spokojne, uśmiechnięte małe dziecko splot stresujących okoliczności, tego się chyba nie spodziewałem. Ale po kolei.

W przedszkolu, jak to w przedszkolu. Raz przyjeżdża teatrzyk, raz logopeda, jeszcze innym razem zagląda pani od angielskiego. Ale wszyscy, ale to wszyscy rodzice na świecie wiedzą, że najczęściej przedszkole odwiedza wirus. I jak wprawione w ruch kostki domina dzieci zachorowują. Dopadło i naszego. Gorączka, dwumetrowe gile i kaszel. Trzeba jechać do pani doktor. Żona rozpoczęła nową pracę, więc gdyby wzięła L4, to nie byłoby co do przysłowiowego garnka włożyć. Więc padło na mnie. Nawet się ucieszyłem, że przymusowo spędzę trochę czasu razem z synem. Po udanej walce gladiatorów na słuchawce o umówienie wizyty z chorym dzieckiem na NFZ, stwierdziliśmy, że zawieziemy mamę do pracy i potem pojedziemy prosto do lekarza. (Mhm. Jeśli masz małe dziecko i mówisz: „postanowiliśmy”, „stwierdziliśmy”- i tak zwyczajnie myślisz, że się uda- TO WIEDZ, ŻE COŚ SIĘ DZIEJE).

Pod pracą zaczął się Meksyk. Tymek zaczął płakać i krzyczeć. „Nie chcę żebyś szła do pracy!”, „Nie chcę jechać do pani doktor!”, „Nie chcę zostawać z tatusiem!” i tak w kółko, tyle, że jak kula śnieżna. Coraz głośniej, coraz bardziej intensywnie. Mimo skrajnych prób przekupstwa bajką na telefonie, histeria się rozkręcała. Ania musiała już iść. Słuchajcie, Tymek waży 12 kilogramów, ale jak zostaliśmy we dwóch, to młody tak się szarpał zapięty w foteliku, że całe auto kiwało się na boki. Próbowałem spokojnym głosem go uspokoić wiedząc, że każdy mój krzyk czy nieprzyjemne słowo potroi złe emocje. Usłyszałem wtedy: „Nie chcę z tobą zostać, lubię tylko mamusię, jesteś zły! Wypuść mnie stąd!”

Głęboki oddech. Oczy mu płonęły. I wiecie co? To tylko świadczy o jednej odwiecznej prawdzie, której wielu rodziców nie jest w stanie pojąć- dzieci nie myślą racjonalnie. Dla dziecka argument, że trzeba ubrać czapkę, bo jest zima i można się przeziębić czy że trzeba jechać do lekarza, bo jest się chorym, nie znaczy absolutnie nic. Nic co by się wiązało z podejmowaniem przez niego decyzji. Decydują emocje, decyduje samopoczucie, decydują krótkoterminowe cele. I wcale się temu nie dziwię.

Przez ponad dwa lata Tymek miał mamę tylko dla siebie, codziennie, w każdej chwil. Tymczasem nagle okazuje się, że PSTRYK i nie ma mamy. Oczywiście- tłumaczymy, że mama idzie do pracy, żeby zarabiać, rozwijać się. I na co dzień gdy Tymek idzie do przedszkola, nie ma z tym problemu i jest tam szczęśliwy. Ale tu liczył się TEN-KONKRETNY-MOMENT. Był chory, czuł się źle, ukochana mama poszła sobie do pracy, a tata zabiera go do pani doktor. A pani doktor kojarzy się z bolesnym szczepieniem. Krótko mówiąc: KOMBO dla dwu i pół latka. W tym jedynym momencie działy się dla niego same złe rzeczy. Maluchy z emocjami nie potrafią sobie tak dobrze poradzić, jak dorośli.
A dorosły powiedziałby pewnie, że dzień był do dupy i zadzwoniłby do kumpla czy ma plany na wieczór.

No ale ok. Ruszyliśmy, jedziemy. Tymek szarpie się i kopie w foteliku, zanosi płaczem, zasmarkał całą buzię i non stop krzyczy, że on chce, żeby mama już wróciła i że mam go wypuścić.

Ja nieprzejednanie:

- Rozumiem, że jest ci przykro, że mama poszła do pracy, ale wróci do nas wieczorem. Jesteś chory i musimy jechać do pani doktor. Nie płacz bo zatka ci się nos i będziesz się denerwował, a ja prowadzę i nie mogę ci teraz wytrzeć. Jak chcesz to zadzwonimy do mamy jak wyjdziemy od pani doktor.
- WYPUŚĆ MNIE STĄD! WYPUŚĆ MNIE STĄD! CHCĘ WYSIĄŚĆ!
- Jak pani doktor zapisze leki, to pojedziemy do apteki je wykupić. Pomożesz mi zapłacić?
- WYPUŚĆ MNIE STĄD! WYPUŚĆ MNIE STĄD! CHCĘ WYSIĄŚĆ!
- Może ugotujemy razem obiad jak przyjedziemy do domu? Co powiesz na spaghetti?
- WYPUŚĆ MNIE STĄD! WYPUŚĆ MNIE STĄD! CHCĘ WYSIĄŚĆ! CHCĘ WYYYYYYYJŚĆ! WYPUSZCZAJ MNIE MATYCHMIAST!

I ta sekwencja tak w kółko z 5 minut, ja spokojnie, on krzyk. Myślę: przetrzymać. Nie dać się wyprowadzić z równowagi. Wrzask był przeokropny. Nie skłamię, jeśli powiem, że to był najdłuższy i najgłośniejszy krzyk w wykonaniu mojego dziecka w życiu. Miałem dość, ale wiedziałem, że to przejdzie, że on potrzebuje też jakoś skanalizować tę traumę. Że to ja jestem ten dojrzały i dorosły. I muszę mu pomóc.

Myślałem sobie tak: dobra, RB było, NVC było. Nic nie wskórałem, bo Tymek był w takiej pasji, że złość i rozgoryczenie były silniejsze. Moje słowa przelatywały jak przez sito. I myślę sobie, Janusz, może ty.

„Dziecko ma prawo do poważnego traktowania jego spraw, do sprawiedliwego ich rozważania”
J. Korczak


Więc powiedziałem:
- Dobrze wypuszczę cię. Tylko powiedz mi: co potem zrobisz, tutaj, na środku ulicy, gdzie jeżdżą rozpędzone samochody?

Cisza. Pojedyncze chlipnięcia. Bomba przestała tykać.

Myślę, ty to miałeś łeb, Janusz. Gdybyś żył ze 30 lat wcześniej, Hitler może jednak malowałby te swoje obrazki, zamiast gazować cię w Treblince.

Od tego momentu jechaliśmy już w miarę spokojnie. Po prostu Tymek uświadomił sobie, że go słyszę i traktuję poważnie jego słowa. I wystraszył się własnych planów, bo opowiedziałem mu o ich konsekwencjach i spytałem czy jest na nie gotowy. Tylko tyle. I aż tyle.

*   *   *

Opowiem wam, dzień po dniu, jak mi minął tydzień z dzieckiem na L4:
Dzień 1. nie pamiętam, bo
Dzień 2. uświadomiłem sobie,
Dzień 3. jak szybko leci czas, kiedy
Dzień 4. dziecko ciągle domaga się od ciebie uwagi,
Dzień 5. a ty nie masz kiedy w spokoju się odlać.
Najlepsze było, gdy w dniu 2 czy tam 3, dane mi było stanąć przed krzywym zwierciadłem. Żona wróciła z pracy i powiedziała: „Cały dzień siedziałeś w domu i nawet obiadu nie ugotowałeś?”

Kurtyna.

*   *   *

Po powrocie do pracy czekała na mnie wypełnianka-niespodzianka.




Jeśli ktoś na świecie ma wątpliwości jak nie powinien wyglądać system ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych, koniecznie musi spróbować polskiego <3
4 strony formularza z ZUS do wypełnienia, do tego 4 strony objaśnienia. Normalne, przyjazne państwo.

*   *   *

Jako, że blog mieni się podtytułem ojcostwo / motoryzacja / foteliki, a na razie ględzę tylko o swoich ojcowskich perypetiach, w przyszłym miesiącu będzie mi dane przetestować samochód-legendę kompaktowych minivanów. Będzie relacja z testu i zdjęcia, ale co dla mnie najważniejsze, sprawdzimy na ile to auto jest naprawdę rodzinne i jak sobie radzi z różnymi modelami fotelików.

Za oknem pogoda w zawiesinie, dywany z liści w parkach i wszechobecne chusteczki higieniczne. Pierwsze kopciuchy już odpalone, auta w sadzy i wieczorny smog. No złota polska jesień.
Tymczasem!


3 komentarze:

  1. Bardzo, ale to bardzo przyjemnie się czyta o tych Twoich ojcowskich perypetiach :) Jestem pod ogromnym wrażeniem! Myślę, że pomysł na założenie bloga, to w Twoim przypadku strzał w dziesiątkę! Będę czytała i zaglądała, bo niezwykle tu interesująco i... odrobinę ironizująco jak na Kamila przystało ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ten ból, sam przechodziłem to trzykrotnie aczkolwiek każde dziecko było inne.
    Dbaj o siebie i żonę, bo gdy zabraknie jednego z Was będzie naprawdę ciężko.
    Życzę dużo mocy i cierpliwości :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie i lekko napisana a zarazem dobitnie :) tekst Ani o obiedzie mistrzostwo ;) życzę powodzenia i jak najmniej l4 :)

    OdpowiedzUsuń