Razu pewnego przyszło nam wybić
się na niepodległość mieszkaniową. Po kilku latach spędzonych
w jednym pokoju, przyszedł moment, w którym status „dłużej w tym ścisku nie wytrzymam” uprzedził „dorobiliśmy się”. Wybór padł na miasto, na którego nazwę ludzie pukali się w czoło albo pobłażliwie spuszczali nas w kiblu mówiąc „gratuluję”. My za to, poza zwyczajnym wewnętrznym pociągiem do tutejszej architektury, przewrotnie uznaliśmy, że w tym mieście jest tak brudno, zaniedbanie i patologicznie, że będzie już tylko lepiej.
w jednym pokoju, przyszedł moment, w którym status „dłużej w tym ścisku nie wytrzymam” uprzedził „dorobiliśmy się”. Wybór padł na miasto, na którego nazwę ludzie pukali się w czoło albo pobłażliwie spuszczali nas w kiblu mówiąc „gratuluję”. My za to, poza zwyczajnym wewnętrznym pociągiem do tutejszej architektury, przewrotnie uznaliśmy, że w tym mieście jest tak brudno, zaniedbanie i patologicznie, że będzie już tylko lepiej.
Tak jak Garp, w książce Johna
Irvinga „Świat według Garpa” oglądając dom na sprzedaż, na który akurat spadła
awionetka, stwierdził: „Kupujemy go!”. Dlaczego? Bo prawdopodobieństwo, że znów
uderzy w niego samolot jest bliskie zera. Coś w ten deseń, tralala, idźmy
naprzód.
Aktualne przedszkole do którego
chodzi nasz dzielny trzylatek, jest ewidentnie kumulacją idei i wartości, na
których nam zależy przy wychowywaniu dziecka. Czyli, krótko mówiąc, traktowania
dziecka jak człowieka. Bez idiotycznych karnych jeżyków, nieustannego oceniania
przez pryzmat grzeczności, a za to z traktowaniem jego potrzeb i pragnień w
należyty sposób. Z rozwiązywaniem trudnych sytuacji w sposób, który uczy
dzieci, dlaczego ich zachowanie jest oceniane źle. Bez tresowania na
szeregowych żołnierzy prawilności z których połowa skończy na etacie a co czwarty
w pierdlu albo na ulicy.
To co wydaje nam się normalne, co
wynika z wiedzy, z badań naukowych, ze złożoności ludzkiej psychiki i mocy
indywidualizmu, niestety nie zagląda do przedszkoli i szkół miejskich, a jeśli
już, to z pewną nieśmiałością.
I tak klasyka gatunku wygląda
następująco, jeśli o młodzieży chowanie idzie. Dokładnie jak w tym kawale/przypowieści.
Szczeniak zsikał się na dywan więc właściciel wsadził mu nos w siki i wyrzucił
przez okno. Na drugi dzień ta sama sytuacja, znów gniew właściciela, nos w
urynę i przez okno. Więc na trzeci dzień pies zesikał się, sam wsadził nos w
siki i wyskoczył oknem. Hahaha hihihi. Kawał każdy rozumie i kuriozalność
metody rozumie w stosunku do psa, ale jednocześnie mało kto dostrzega, że
stosowanie jej wobec ludzi jest jeszcze bardziej pozbawione sensu.
Wczoraj odwiedziłem jedno z przedszkoli, wywiadowczo.
Dlatego moją wewnętrzną agresję i
poziom antypatii nieznanej skali budzi informacja, że „starają się unikać
stawiania do kąta”. No, staranie to trochę za mało, psychologia dziecięca już
ogarnęła, że kary nie działają. Ale w przedszkolu miejskim „się starają”. Niewiele
dobrego mogę powiedzieć o informacji, że przez 1,5 godziny przedszkolaki
leżakują. WSZYSTKIE ŚPIĄ ALBO LEŻĄ. Tzn. obrazek to z pewnością słodki, ale
moje pytanie dotyczyło kwestii, co jak trzylatek nie śpi, nie leży i chce się
bawić? No nic. Tertium non datur. Wie pan, wszystkie śpią albo leżą. No
rzeczywiście, na 25 małych odkrywców świata być może kilku potrzebuje
naładowania baterii. Ale czy to oznacza, że reszta ma chodzić po ścianach z nudów? Nie mogą iść na podwórko z drugim nauczycielem? Albo do sali obok i
się pobawić?
Ponadto dowiedziałem się, że z
maluszkami, to w zasadzie nie wychodzą na dwór, NO BO WIE PAN.
Pani stwierdziła także, że
rodzice za bardzo panikują i jak dziecko płacze, to od razu wypisują
z przedszkola, bo on tego przedszkola nie lubi, a wie pan, krzywda się nie dzieje, swoje musi odpłakać.
z przedszkola, bo on tego przedszkola nie lubi, a wie pan, krzywda się nie dzieje, swoje musi odpłakać.
Nie no dzięki. To jest to
podejście, które kreuje naszą, Polaków, cierpliwość w rocznej kolejce do
lekarza na NFZ albo zanoszenia w zębach tony papierów do urzędu, żeby dostać
ochłap z becikowego. Tfu. To m.in. ta mentalność, wpajana od dziecka, że
rzeczywistość zastaną, choćby niechcianą, należy zaakceptować, powoduje, że w
późniejszym życiu, ważniejsze od zmieniania swojego otoczenia jest narzekanie
na powszechną beznadzieję. I oczywiście wypisywanie z przedszkola po miesiącu
bo dziecko płacze, to leczenie nie tej choroby, więc to w rzeczy samej przesada.
Ale sam fakt, że dziecko płacze, bo znajduje się w nowym otoczeniu, nieznanym,
być może za głośnym, być może zbyt skomplikowanym, nie oznacza, że coś mu
przejdzie, BO SIĘ WYPŁACZE. Nie. On w końcu przestanie płakać, bo nauczy się,
że nikt nie słucha, gdy prosi o pomoc. Może potrzebuje jednego więcej dnia w
domu. Może obecności rodzica w przedszkolu i powolnej adaptacji. Może należy go
zapytać, czy już jest gotowy, a jeśli nie, to co mu pomoże? Ale nie, panie, on
się wypłacze.
Czy jest coś gorszego, niż płacz
wystraszonego dziecka?
Kolejnego dnia, przyszło mi
odwiedzić zgoła inne miejsce. Również przedszkole miejskie. Tutaj lekiem na to,
że dzieci chcą się bawić podczas leżakowania, jest czytanie lub oglądanie bajek
czy inne spokojne zabawy. Czyli da się, wyciszenie, kto potrzebuje- ten śpi,
kto chce leży i odpoczywa, a kogo nosi- coś dla niego znajdziemy.
Tutaj na pytanie o „rozrabianie”
usłyszałem, że dzieci z reguły nie mają czasu szkudzić, bo cały czas mają
zajęcia. Okazało się, że nawet przedszkole miejskie może oferować angielski,
logopedę, rytmikę czy dogoterapię. Więc na plus. A jak już ktoś nawywija i
drugiemu ucho odgryzie, to ma „kącik odpoczynku”. Akceptowalne, pod warunkiem,
że się dziecku wyjaśni, że komuś sprawił ból, przykrość i zaproponuje się przy okazji inną aktywność, żeby rozładował energię lub
skupił się na czymś innym. Owszem, w odosobnieniu, ale bez tej słynnej ze stawiania
do kąta stygmatyzacji, wykluczenia, poczucia odrzucenia.
W tym przedszkolu zastałem też
domofon, co w poprzednim było nieosiągalnym wynalazkiem techniki i nie byłoby
problemu z niepostrzeżonym wyjściem dziecka na ulicę. I był tu też własny
ogrodzony teren. Ciasny, ale własny. Trawka, piaskownica, zjeżdżalnia,
wystarczy, ja cudów nie wymagam. Wiadomo, że takie miejsce tworzą ludzie,
przede wszystkim oni, ich energia, empatia, dojrzałość emocjonalna, szacunek do
dzieci. Ale infrastruktura przedszkolna, jakoś tak minimalnie chociaż
cywilizowana, jest pożądana.
Obok pierwszego, tego bardzo zapuszczonego przedszkola jest
areszt. Miałem okazję tam być. Nie że w obrączkach, ale po tej DOBREJ stronie.
i powiem szczerze- ODYEBANE WNĘTRZE. Gładzie, gresy, domofony, modne kontakty.
W porównaniu do tegoż przedszkola- Wersal.
Ale chyba nie tak powinno być, c’nie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz